Zakaz importu zboża i żywności z Ukrainy ma pomóc rządowi ugasić pożar na wsi. Problem w tym, że ta decyzja może dolać tylko oliwy do ognia i wcale nie rozwiązać kryzysu, a wywołać kolejne kłopoty. – Na granicy jest totalna panika i niezrozumienie sytuacji – słyszymy.Od 15 kwietnia obowiązuje rozporządzenie Ministra Rozwoju i Technologii w sprawie zakazu przywozu z Ukrainy produktów rolnych. Zakaz, który ma obowiązywać do 30 czerwca, dotyczy m.in. zboża, cukru, nasion, chmielu, owoców i warzyw, produktów z przetworzonych owoców i warzyw, wina, wołowiny i cielęciny, mleka i przetworów mlecznych oraz wieprzowiny.
„Totalna panika”. Firmy nie wiedzą, co robić
Jak słyszymy, decyzja rządu z weekendu już odbiła się na sytuacji na polsko-ukraińskich przejściach granicznych.
– Na granicy jest totalna panika i niezrozumienie sytuacji. To efekt nagłego wprowadzenia niekonsultowanej decyzji. Na przykład na granicy stoi towar z Ukrainy, który finalnie ma trafić do Stanów Zjednoczonych. Nie może jednak dojechać teraz do portu w Gdańsku. Na liście zakazanych produktów jest alkohol etylowy, ale pochodzenia rolniczego. Tymczasem na granicy zatrzymano transport alkoholu spożywczego klasy premium. To jest absurd i niszczenie działalności gospodarczej – mówi w rozmowie z money.pl Dariusz Szymczycha, wiceprezes Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej.Sprawę zawaliło Ministerstwo Rolnictwa. Ratując swój wizerunek na wsi, zepsuto jednym ruchem wielką pracę milionów Polaków pomagających Ukrainie. Wobec problemów, które są na polskim rynku, zastosowano nieproporcjonalne środki. Polska odwróciła się plecami do kraju, który prowadzi wojnę i potrzebuje pomocy – dodaje wiceprezes Izby.Bogusław Staszewski z firmy „Mirpasz”, która skupuje zboże paszowe, mówi nam natomiast, że nie wie, co będzie dalej. Liczy jednocześnie, że sytuacja pozytywnie się rozwiąże.- Chcielibyśmy kupować od polskich rolników, ale przez ostatnie dwa tygodnie nie udało nam się nic od nich skupić. Oni, po wielu obietnicach rządu, czekają i sytuacja robi się patowa – powiedział w rozmowie z money.pl.- Dziś znów w negatywnym sensie sprawdza się to, o czym wielokrotnie mówiliśmy, i co podkreślaliśmy – najpierw trzeba rozmawiać, poszukać kilku opcji i posłuchać ekspertów, a dopiero potem podejmować decyzje. To jest kolejny raz, kiedy rządzący w sposób arbitralny próbują rozwiązać problem, który w tym przypadku sami wywołali – tak dla money.pl sytuację komentuje Rafał Dutkiewicz, prezes Pracodawców RP.
Branża krytycznie o decyzji rządu
Monika Piątkowska z Izby Zbożowo-Paszowej wskazuje z kolei, że rozporządzenie rządu doprowadzi do większej destabilizacji w polskim rolnictwie. – Do problemów związanych z sytuacją na rynku zbóż dokładamy problemy handlowe i wizerunkowe – przekonuje.Podmioty zrzeszone w Izbie we wspólnym stanowisku wyraziły przekonanie, że „Polska powinna być krajem tranzytowym, solidaryzując się z Ukrainą, zgodnie z pierwotną deklaracją rządu”.
Należy to zobowiązanie kontynuować, dbając o to, by możliwy był tranzyt zbóż na rynki trzecie – czytamy.
„W obecnej sytuacji otrzymujemy już sygnały z rynków światowych i od eksporterów, że nie składa się ofert na eksport polskiego zboża ze względu na niepewność co do cen ani dostaw. Z kolei firmy paszowe zrzeszone w Izbie wskazują, że dla producentów pasz krytyczne znaczenie ma wstrzymanie dostaw np. w zakresie śruty słonecznikowej, która przed rosyjską agresją była importowana do Polski w ponad 90 proc. z Ukrainy i Rosji, i której w Polsce nie ma w wystarczającej ilości” – czytamy dalej w oświadczeniu.
PiS w obronie rolników. „Rząd jak strażak Wojtek”
Decyzja obozu rządzącego mogła wielu zaskoczyć, bo wcześniej politycy PiS-u przekonywali, że wprowadzenie zakazu jest albo niemożliwe, albo trudne do zrealizowania.
O możliwych problemach informował już dwa miesiące temu komisarz Unii Europejskiej ds. rolnictwa Janusz Wojciechowski.”Żeby zboże nie zalało rynku, trzeba by postawić szlaban dla importu. Ale byłby to zarazem szlaban dla eksportu, co w przypadku Polski przyniosłoby potężne straty zarówno gospodarcze, jak i polityczne. Więc rozsądne było niestawianie szlabanu i pomoc tym, którzy na tym stracili” – napisał w lutym na Twitterze polityk PiS.
Chcieliśmy zapytać komisarza Wojciechowskiego, czy dzisiaj ma takie samo zdanie w tej sprawie, ale nie udało nam się z nim skontaktować.Były minister rolnictwa i poseł PSL Marek Sawicki uważa, że ruch rządu jest w stanie zażegnać kryzys.- Nie ma innej możliwości, żeby rozwiązać ten problem, jak czasowo zamknąć granicę. Dziś mamy już według moich szacunków 8,9 mln ton nadmiarowego zboża, które zalega w magazynach. Jeżeli mówimy o eksporcie miliona ton zboża miesięcznie, to dziennie musielibyśmy załadowywać 30 tys. ton – wylicza Marek Sawicki i dodaje, że według niego lepsza jest taka decyzja niż brak jakiejkolwiek.
Inne zdanie w tej kwestii ma Michał Kołodziejczyk, lider AgroUnii. PiS choćby po trupach chce budować zaufanie do rolników. Rząd jest jak ten strażak Wojtek, co najpierw sam podpala, a potem gasi pożar. Nie wierzę, że długodystansowo PiS rozwiąże ten problem. Do tej pory zaklinał tylko rzeczywistość – mówi money.pl lider AgroUnii.
Kolejny spór z Brukselą. Będzie słono kosztował?
Na reakcję Unii Europejskiej długo nie trzeba było czekać. – Należy podkreślić, że polityka handlowa należy do wyłącznych kompetencji UE, a zatem działania jednostronne są niedopuszczalne. W tak trudnych czasach kluczowe znaczenie ma koordynacja i uzgodnienie wszystkich decyzji w UE – skomentowała w niedzielę rzeczniczka Komisji Europejskiej ds. gospodarczych Arianna Podesta w rozmowie z PAP.
Tyle oficjalnie. Nieoficjalnie słychać, że Bruksela nie będzie mogła przymknąć oka na działanie Warszawy.- Zakaz importu ukraińskiego zboża został wprowadzony przez rząd arbitralnie, bez skonsultowania z Brukselą. W odróżnieniu od Węgier, które wprowadzenie zakazu próbują jeszcze jakoś tłumaczyć – tym, że zakaz jest przyjęty tymczasowo, w oczekiwaniu na działania Unii – Polska nawet nie broni swojej decyzji na gruncie prawa europejskiego – komentuje dla money.pl Magdalena Cedro, starsza analityczka ds. europejskich Polityki Insight.
Komisja Europejska z pewnością zareaguje na takie lekceważące podważenie swoich uprawnień, a ta reakcja stanie się dla PiS paliwem na nadchodzącą kampanię wyborczą. PiS teraz zabiega o przekonanie do siebie rolników i odebranie poparcia utraconego na rzecz Konfederacji. Obrona ich interesów przed Brukselą jest skalibrowanym ruchem taktycznym – uważa ekspertkaOtwarcie kolejnego frontu z Brukselą może Polskę sporo kosztować. W grę wchodzą duże pieniądze.
Przypomnijmy, że Komisja Europejska już wcześniej zablokowała pieniądze z KPO, uzależniając wypłatę ponad 35 mld euro od kwestii polskiej praworządności i wycofania się ze zmian w sądownictwie.W lutym money.pl informował, że kolejne miliony z UE mogą być zagrożone, tym razem chodzi o pieniądze z funduszu spójności. – Warunkiem wypłaty pieniędzy z nowego budżetu UE jest zagwarantowanie przestrzegania zapisów Karty Praw Podstawowych, w tym tych dotyczących niezależności sądownictwa – powiedziała wówczas unijna komisarz ds. spójności i reform Elisa Ferreira.
Polska w ramach nowego unijnego budżetu może liczyć na ponad 76 mld euro, które będzie mogła wydawać do 2029 r.
Magdalena Cedro podkreśla, że choć formalnie obie kwestie nie są ze sobą powiązane, to „postawa Warszawy nie służy poprawie klimatu w sporze o unijne pieniądze i może zniechęcić KE do szukania porozumienia”.
źródło: money.pl