Dziś ten krzyk rolników na ulicy, który ja też podnosiłem, naprawdę bardzo dobrze słychać – powiedział wiceminister rolnictwa Michał Kołodziejczak podczas środowej debaty o rolnictwie w Kanale Zero. Natomiast były minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski uderzył w Ukrainę i stwierdził, że jest to kraj skorumpowany.Nie ustają protesty rolników, którzy domagają się rezygnacji z Zielonego Ładu oraz mają dość rywalizacji z tańszym i ich zdaniem niespełniającym wymogów UE zbożem z Ukrainy. Polscy farmerzy dołączyli do kolegów z kilkunastu innych krajów UE i blokując drogi czy urzędy chcą pokazać, z czym się borykają.
Dziś ten krzyk rolników na ulicy, który ja też podnosiłem, naprawdę bardzo dobrze słychać. On pomaga, obudził nie tylko polskie, ale też europejskie społeczeństwo – powiedział Kołodziejczak w Kanale Zero. I dodał, że popiera trwające obecnie w tak dużej skali protesty.
– To głos, który wydobywałem z siebie przez długi czas. Na taki dzień czekałem. Dziś nikt nie może powiedzieć w rządzie, że ten temat można pominąć, bo to jakaś grupka, z którą nie trzeba się liczyć. To jest moment, kiedy mówimy o tym, że problemem jest Ukraina, która wchodzi do Europy bez okresu przejściowego, jakby w UE już była. Jak wygląda rolnictwo w Ukrainie to wszyscy wiedzą – zaznaczył. W tym kontekście wymienił m.in. stosowanie zabronionych w UE pestycydów czy brak odpowiedniej kontroli w hodowli zwierząt.
– Polskie rolnictwo jest niczym pacjent w agonii – dodała właścicielka gospodarstwa Agnieszka Beger, która jednocześnie zażądała od Kołodziejczaka więcej sprawczości.
„PiS poniósł już karę”
Jan Krzysztof Ardanowski, minister rolnictwa w latach 2018-2020, podkreślił, że Ukraina chciała wejść na rynek UE od dawna. – Międzynarodowe grupy finansowe zainwestowały ogromne pieniądze, przejmując tereny bardzo żyznych czarnoziemów – ocenił.- W systemie oligarchicznym, tych potężnych koncernów międzynarodowych, w Ukrainie nie zbudowano nawet systemu skupu. Tylko te firmy decydują. Na dodatek rejestracja w rajach podatkowych np. na Cyprze, powoduje, że te firmy nawet nie partycypują w dochodach budżetu ukraińskiego. Ukraińcy proszą na świecie o pieniądze na wojnę, a ci, którzy u nich zarabiają tanią siłą roboczą i energią, nie płacąc podatków, bo państwo skorumpowane do cna. Nie wspierają budżetu ukraińskiego i to oni zarabiają, a nie społeczeństwo – ocenił Ardanowski. Jego zdaniem polski rolnik walczy z koncernami, które „okopały się w Ukrainie”.Minister dodał, że przez lata na terenie UE były kontyngenty dostępu, które ustalała Komisja Europejska oraz poszczególni ministrowie rolnictwa. UE pilnowała importu spoza UE, w takiej ilości, żeby nie zniszczyć własnego rolnictwa. Dało się przeżyć, a teraz zniesiono jakiekolwiek bariery: jakościowe, finansowe i celno-finansowe. Każdy z Ukrainy może eksportować do UE, jeśli znajdzie tu odbiorcę. To problem funkcjonowania firm w UE, które mając w nosie własnych rolników, kupują w Ukrainie, bo jest taniej i na tym zarabiają – zdradził Ardanowski.
Ardanowski, który był szefem resortu rolnictwa za PiS, przyznał, że mniej zboża wjeżdża do Polski, bo nasz kraj wprowadził jednostronny zakaz, stawiając się UE.
PiS poniósł już karę za to, zareagował za późno, za długo słuchał tego, co UE wymuszała na wszystkich krajach. W pewnym momencie przyszło opamiętanie, ale za późno. Protestowaliśmy, krzyczeliśmy, Michał (Kołodziejczak – przyp. red.) również dużo krzyczał, mnie też nikt w PiS nie słuchał specjalnie, ale magazyny były już zasypane do pełna – wyjaśnił.
UE „poświęca rolnictwo”
– Problemem nie jest import z samej Ukrainy, ale import produktów rolno-spożywczych ze wszystkich państw spoza UE. Import powoduje, że przestajemy być konkurencyjni na rynku unijnym, dumping cenowy się pojawia. Rolą państwa jest zadbać o bezpieczeństwo żywnościowe – oceniła Beger, która zwróciła uwagę, że dochodzi do zagrożenia zdrowia i życia społeczeństwa polskiego. – Kompletnie nie wiemy, co wjeżdża przez granice. Gdzie są kontrole? – pytała.
Dlatego problemem jest także brak zakazu importu produktów rolno-spożywczych z Rosji. Agnieszka Beger uznała, że w UE rolnictwo poświęcono kosztem innych gałęzi gospodarki.
Czy UE zakłada sobie pętlę na szyję, tak bezrozumnie, bezrefleksyjnie? – zapytał prowadzący debatę Krzysztof Stanowski innego uczestnika – prof. Adama Niewiadomskiego z Katedry Prawa Rolnego i Systemu Ochrony Żywności Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego.
– Pytanie, czy bezrozumnie, czy celowo. Bo to jest moje zasadnicze pytanie. Czyim celem to jest? – zastanawiał się profesor. W tym kontekście nawiązał do lobbingu wielkich firm, które chcą siać zamęt w rolnictwie. – Celem biznesu jest sianie zamętu – ocenił.Jarosław Malczewski, prezes Polskiej Grupy Mleczarskiej przypomniał, że w UE dominującą gospodarką jest niemiecka. I to Niemcy w dużej mierze odpowiadają za wprowadzenie Zielonego Ładu.
– Jest to gospodarka wysokoprzemysłowa. Natomiast nastąpiły pewne tarcia między Chinami i Niemcami. Chiny w ramach inwestycji w branżę telekomunikacyjną, w branżę w sektorze 5G trafiły na niemiecki opór. I wiele koncernów chińskich zostało przez gospodarkę niemiecką zbanowanych. Eksport samochodów do Niemiec z Chin wyniósł blisko 200 mld euro, a choćby jedynie artykułów mleczarskich tylko 4 mld to widać dobitnie i wyraźnie na liczbach, że dla Niemców bardziej istotny jest przemysł motoryzacyjny – uznał Malczewski.
Podkreślił, że „w Niemczech przeciętne wynagrodzenie z gospodarki jest dwukrotnie wyższa niż w rolnictwie. Dochodzi czynnik demograficzny – 2,5 razy więcej osób opuszcza rynek pracy, niż na niego wchodzi. Dlatego rolnictwo niejako zostało poświęcone, żeby ratować przede wszystkim przemysł motoryzacyjny”.
źródło: money.pl