Ambasador Mark Brzezinski został wezwany do polskiego MSZ „w związku z działaniami jednej ze stacji telewizyjnych”. – To metoda z dawnych lat, z okresu sowieckiego. Władza próbuje coś ugrać w sposób bardzo nieetyczny, absolutnie sprzeczny z dyplomatycznymi zasadami krajów demokratycznych. Podobne środki stosuje putinowska Rosja i Korea Północna – komentuje w rozmowie z WP dr Ryszard Schnepf, były ambasador RP w USA.Marek Mikołajczyk
„Działanie oburzające”. Zdecydowany głos byłego ambasadora po ruchu MSZ
Ambasador Mark Brzezinski został wezwany do polskiego MSZ „w związku z działaniami jednej ze stacji telewizyjnych”. – To metoda z dawnych lat, z okresu sowieckiego. Władza próbuje coś ugrać w sposób bardzo nieetyczny, absolutnie sprzeczny z dyplomatycznymi zasadami krajów demokratycznych. Podobne środki stosuje putinowska Rosja i Korea Północna – komentuje w rozmowie z WP dr Ryszard Schnepf, były ambasador RP w USA.
W czwartek polscy dyplomaci wezwali ambasadora USA Marka Brzezinskiego do resortu spraw zagranicznych. Po południu na rządowych stronach pojawiło się krótkie oświadczenie w tej sprawie.
Jak podkreślono, spotkanie zostało zorganizowane w związku „działaniami jednej ze stacji telewizyjnych, będącej inwestorem na polskim rynku”. W opinii polskich rządzących „potencjalne skutki tych działań są tożsame z celami wojny hybrydowej”, co osłabienia zdolności Rzeczypospolitej Polskiej do odstraszania potencjalnego przeciwnika i odporności na zagrożenia”.
Enigmatyczny komunikat po kilkunastu minutach został jednak zmieniony – „wezwanie” amerykańskiego dyplomaty przeobraziło się w „zaproszenie”. Jak tłumaczył rzecznik MSZ Łukasz Jasina w mediach społecznościowych, „wezwanie czy zaproszenie to to samo”, ale uznano, że „drugie brzmi lepiej z uwagi na łączącą nas przyjaźń i sojusz”.
Brzezinski wezwany do MSZ. „Działanie niestosowne i zbyt daleko posunięte”
Wirtualna Polska o całą sprawę zapytała dra Ryszarda Schnepfa, dyplomatę i historyka, byłego wiceministra spraw zagranicznych, w latach 2012-2016 ambasadora RP w Stanach Zjednoczonych.
– Wezwanie ambasadora USA do MSZ jest działaniem niesłychanym, powiedziałbym wręcz, oburzającym. Takie postępowanie jest wbrew zasadom i logice dyplomatycznej. W gospodarce rynkowej to nie ambasady odpowiadają za treści przekazywane przez stacje radiowe i telewizyjne, nawet jeżeli ich właścicielem jest podmiot zagraniczny – komentuje dyplomata w rozmowie z WP.
Jak dodaje, „to metoda z dawnych lat, z okresu sowieckiego, kiedy tego typu środki były stosowane, aby wywrzeć presję na zagranicznych dyplomatach w innych sprawach”. – I podejrzewam, że tak jest w tym przypadku. Bo przecież ambasador USA nie może sugerować mediom, co mają pokazywać. Władza próbuje coś ugrać w bardzo sposób nieetyczny, absolutnie sprzeczny z dyplomatycznymi zasadami krajów demokratycznych. Podobne środki stosuje putinowska Rosja i Korea Północna – tłumaczy Schnepf.
– Postępowanie polskiego MSZ w stosunku do naszego bliskiego sojusznika jest mocno niestosowne i zbyt daleko posunięte – podkreśla były dyplomata. – W dyplomacji „wzywa” się przedstawiciela danego państwa, aby go skarcić, wypomnieć mu jakieś działanie, które naraża wzajemne relacje. Wydarzenia, z którą mamy teraz do czynienia, to nie jest sytuacja, aby sięgać po tego typu środki. Jest to więc absolutnie szalone i szkodliwe dla polskiej racji stanu – wyjaśnia były ambasador RP w USA.Czwartkowy komunikat polskiego MSZ łączony jest z reportażem Marcina Gutowskiego, który w poniedziałek pojawił się na antenie TVN24. Z materiału wynika, że Karol Wojtyła wiedział o nadużyciach seksualnych księży i ukrywał je jeszcze w Polsce, zanim został papieżem. Dziennikarz stacji dotarł do ofiar podlegających Wojtyle księży pedofilów, bliskich skrzywdzonych osób i świadków w tych sprawach. Emisja programu wywołała spore kontrowersje.
– Mówimy o sprawie, w której zdania są podzielone, opinie są zupełnie odmienne. Historycy, filmowcy, publicyści mają obowiązek zajmowania się kwestiami, które nurtują obywateli – nawet jeśli są to tematy trudne i bolesne. Dla mnie Jan Paweł II był bohaterem, ale prawda pozostaje prawdą. Zmierzenie się z nią jest dziennikarskim obowiązkiem – ocenia Schnepf.Były wiceszef MSZ spodziewa się, że „strona amerykańska w publicznych oświadczeniach przemilczy całą sprawę”. – Reperkusje będą miały miejsce w działaniach, o których się nie informuje, w rozmowach kuluarowych – podsumowuje rozmówca WP.
źródło: wp.pl