Departament Stanu USA opublikował raport na temat przestrzegania praw człowieka w Polsce. Amerykańska administracja zwraca m.in. uwagę na zagrożenie wolności słowa w Polsce. – To nie jest raport Kremla czy Victora Orbana, tylko najstarszej demokracji na świecie – komentuje w rozmowie z WP medioznawca dr Krzysztof Grzegorzewski z UŁ.Departament Stanu USA (czyli amerykański MSZ) opublikował raport na temat przestrzegania praw człowieka w Polsce w 2022 r. Taki raport, dotyczący różnych krajów świata, Departament Stanu publikuje co roku. Jak wynika z tegorocznej edycji poświęconej naszemu krajowi, amerykański MSZ martwi m.in. sytuacja mediów i wolności słowa w Polsce.
Amerykańskich analitycy zwracają uwagę na trzy kluczowe sprawy w kwestii wolnych mediów:
– przejęcie gazet regionalnych przez państwowego giganta PKN Orlen; (Okręgowy Sąd Ochrony Konkurencji i Konsumentów w Warszawie odrzucił skargę Rzecznika Praw Obywatelskich na decyzję o przejęciu);- trwający aż 19 miesięcy proces przedłużenia koncesji dla TVN24 przez KRRiT;
– ograniczenia w pracy dziennikarzy w związku z kryzysem migracyjnym na granicy z Białorusią.
W tej ostatniej kwestii raport daje konkretne przykłady: we wsi Wiejki grupa żołnierzy miała wyciągnąć siłą z auta, skuć i obsypać wulgaryzmami trzech fotoreporterów – to Maciej Nabrdalik, Maciej Moskwa i Martin Divisek; zatrzymano także ekipę francusko-niemieckiej telewizji Arte oraz dziennikarza pracującego dla Agence France-Presse (AFP).
Raport wspomina też o akcie oskarżenia za zniesławienie, który przedstawiono Marcie Lempart ze Strajku Kobiet za nazwanie funkcjonariuszy Straży Granicznej „mordercami w polskich mundurach, którzy wyrzucają dzieci do lasu”, a także o procesie pisarza Jakuba Żulczyka za znieważenie prezydenta RP (nazwał go „debilem”).Amerykanie przypominają też, że Rzecznik Praw Obywatelskich prof. Marcin Wiącek wysłał do premiera Morawieckiego list w sprawie zamykania w Polsce niektórych stron internetowych. RPO uznał, że „zablokowanie strony bez jakiejkolwiek informacji o przyczynie blokady, a także okresie, na który zostanie zablokowana, może naruszać prawa i wolności obywatelskie”.
Dodatkowo w swoim raporcie Amerykanie powołują się na Helsińską Fundację Praw Człowieka, która uważa, że wolności słowa w Polsce zagraża duża liczba spraw sądowych przeciw dziennikarzom wolnych mediów o zniesławienie. Według Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka sprawy te działają odstraszająco na dziennikarzy, zwłaszcza lokalnych mediów.
Jak czytamy w raporcie Departament Stanu USA, efekt mrożący na dziennikarzach wywołuje także nękanie ich uciążliwymi pozwami, gdy zabierają głos na ważne tematy publiczne (taki proces z angielska to SLAPP – strategiczny proces przeciw partycypacji publicznej). Redakcje i dziennikarze są zasypywani pozwami np. przez spółki Skarbu Państwa i inne organy państwowe czy korporacje. Sprawia to, że dziennikarze niechętnie poruszają drażliwe tematy z obawy przed ściganiem.
Tomasz Piątek, który napisał książki o Macierewiczu, o. Rydzyku, Morawieckim i Kaczyńskim oraz o związanych z nimi ludziach, wyjaśnia WP, jak to działa w jego przypadku: Piszę np. o multimilionerach, którzy jedną nogą są w PiS, a z drugiej strony prowadzili biznesy z Rosją. O ludziach, którzy są po prostu ogniwem między PiS a Rosją. Taki człowiek wytacza mi dwa procesy, jego współpracownik kolejne dwa, kolejny współpracownik jeszcze jeden i dodatkowo spółka tego milionera wytacza mi proces. To są klonowane procesy – tłumaczy Piątek.
– One mają przestraszyć nie tylko mnie, ale innych dziennikarzy. To oczywiście daje efekt mrożący, zwłaszcza że taki biznesmen żąda bardzo wysokich odszkodowań i kosztownych przeprosin. Czyli dziennikarze boją się o nich pisać, a ja mam zostać spektakularnie pognębiony. Ostatnio wygrałem przed Sądem Najwyższym jeden z takich właśnie procesów z Jackiem Kotasem – dodaje dziennikarz.
Medioznawca: sama prawda
Dr Krzysztof Grzegorzewski, medioznawca z Uniwersytetu Łódzkiego komentuje dla WP: – W tym raporcie jest sama prawda. Amerykanie wytknęli nam to, o czym wszyscy dobrze wiemy. Weźmy gazety regionalne przejęte przez naszego rodzimego oligarchę, prezesa Orlenu Daniela Obajtka. Zostały zamienione w lokalne biuletyny partyjne PiS. Kiedyś było tam dobre dziennikarstwo regionalne, dziś to po prostu propagandowy zsyp. Amerykanie mogliby jeszcze w tym raporcie napisać, jak PiS zamienił media publiczne w propagandę prorządową albo jak w czasie Strajku Kobiet policja biła pałkami dziennikarki.Zdaniem eksperta Amerykanie mają pełne prawo wytykać nam nasze błędy.
– Przecież to nie jest raport Kremla czy Victora Orbana, tylko najstarszej demokracji na świecie – mówi Grzegorzewski. – W USA wolność mediów jest oczkiem w głowie. Uwrażliwienie na wolność słowa wynika z historii USA. Stany Zjednoczone jako kraj demokratyczny zaczęły się od wolnej pracy mogącej swobodnie krytykować władze. Ich demokracja i ich profesjonalne media mogą być dla nas autorytetem.
Ograniczone prawa reprodukcyjne Polek
Raport nie kończy się na kłopotach z mediami. Jako istotne problemy dokument Departamentu Stanu wymienia także m.in. kłopoty z niezawisłością sądownictwa czy poważne bariery w dostępie do usług w zakresie zdrowia seksualnego i reprodukcyjnego.
Amerykański raport podaje na przykład, powołując się na Fundację na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, że polski rząd wykluczył z listy leków refundowanych praktycznie wszystkie środki antykoncepcyjne na receptę, co czyni je mniej dostępnymi, zwłaszcza dla ubogich kobiet z obszarów wiejskich.Raport podkreśla trudności Polek z dostępem do legalnej aborcji, brak wystarczającego dostępu do ginekologów, zwłaszcza w małych miejscowościach i na wsiach, brak rzetelnej edukacji seksualnej oraz wysoki koszt środków antykoncepcyjnych.
źródło; wp.pl